Czas pożegnań
To co nieuniknione..nadchodzi.....moja babacia w Sobotę oddaje klucze naszego rodzinnego domu..nowym właścicielom.
Byłam dziś w naszym ogrodzie..pełno w nim malin,jabłek i winogron.Patrząc na bujak widziałam na nim dziadka,który siadał na nim wieczorami i zachwycał się ciszą w ogrodzie lub widokiem ptaszków.....zerkałam na każdy kąt...w każdą stronę_czemu mnie to tak boli??
Ostatnimi dniami chodzę podminowana..wiem,że jestem nie do zniesieniaMoże to przez to,że to już 6 dzień mam okres(tak twierdzi mój mąż) ale ja uważam,że to przez ten dom.......zamknie się furtka ,ktora zawsze była dla mnie otwarta.Zniknie trawnik,po którym chodziłam latem boso,znikną owoce i warzywa,zapach trawy po jej skoszeniu i pościeli suszonej na sznurkach.Zniknie obraz dziadka chodzącego po garażu,babci piękącej ciasto w kuchni....znikną albo zatrą się moje wspomnienia z dzieciństwa......zamknie się moja furtka.
Koniec wspaniałych sąsiadów,którzy znali mnie od dziecka.Byliśmy dla siebie jak jedna rodzina......zawsze można było przyjść,pogadać,zagadać,zażartować,coś pożyczyćkomuś pomóc.....
W bloku nie znam prawie nikogo.....no może z wyjątkiem naszej sąsiadki,która czasem z nudów wpadnie do nas ze swoją córeczką....a no i te pijaki co siedzą od rana pod blokiem i chleją denaturat lub inne ścierwo....
Ale jedna z moich sąsiadek dziś słusznie zauważyła... "ty się nie martw...zobacz-jeden wyprowadzil sie za granice,drugi zmarł...tylko patrzeć jak jego żona wdowa też odejdzie....reszta..to nowi...a u tamtej rozwód w rodzinie i też obnosza się ze sprzedażą domu..."
Tak...panno M....wszystko sie zmienia w twojej krainie czarów...ludzie,którym co rano mówiłaś dzień dobry w drodze po rogaliki z piekarni albo już umarli albo zaraz odejdą...na ich miejsce wprowadzają się tacy sami ludzie jakich masz w bloku....obcy sobie.zamykają się w swoich 4 ścianach...nawet nie wiesz jak wyglądają-serio te czasy kiedy wszyscy przychodzili wieczorem na plac zabaw na ognisko....już dawno minęły.
Byłam zatem u dziadka na cmentarzu.usiadłam na ławce..zamknęłam oczy na chwilę....dłuższą chwilę.wzięłam głęboki oddech i....wyobraziłam sobie to szczęście,którego już na próżno szukać nawet w moim ogrodzie.....dziadek siedzący obok mnie na bujaku."A tu posadzę porzeczki...wolisz czarne czy czerwone...bo ja myślałem o żółtych..."
Ta myśl wiele razy kwitła w głowie dziadka.......przypominałam sobie bardzo wyraźnie ten dzień kiedy jedliśmy na tym pieprzonym bujaku czerwone porzeczki posypane cukrem.....a potem mówił,że w radiu mówili,że cukier to biała śmierć.
Otwieram oczy...nie ma bujaka ani dziadka....ani nawet tych jego porzeczek.....czemu on odszedł...czemu ?? przez tą jego śmierć babcia sprzedaje dom,który sam wybudował!!! A mógł zostać i posadzić te pieprzone porzeczki-nawet te żółte !
Załałam się łzami.
Mija 1,5 roku bez Ciebie dziadku......ciągle pamiętam i nigdy nie zapomnę....